Niektóre dania azjatyckie, szczególnie według nas tajskie, mają to do siebie, że nawet jeśli nie składają się z miliona składników, nie wymagają użycia niesamowitych technik itp., mają w sobie to coś. Ta zupa z yu choy jest bardzo smaczna, pożywna, lekko kwaskowata i nie sprawia, że musimy się do niej jakoś szczególnie przekonać. Nie ma w niej niczego skomplikowanego, a jednak ma to coś. Takie coś, co sprawia, że po zjedzeniu czujesz się dobrze. To nie jest tak, że ta zupa to jakieś magiczne azjatyckie lekarstwo na wszelakie dolegliwości. Jest wiele potraw azjatyckich i składników, których jedzenie pomaga na duchoty, na skrzypoty i na rozmaite zgryzoty. Czy ta zupa jest zdrowa? Jest w niej sporo kapusty yu choy, sporo pasty z chili w roli głównej, więc pewnie jest. Ale z pewnością są zdrowsze. Czy ta zupa jest smaczna? Oczywiście, że jest. Są w niej żeberka wieprzowe i kwaskowaty tamarynd, więc smaku nie brakuje. Są pewnie dania o bardziej złożonym smaku. Ale…
Czy kojarzycie smak kapuśniaku, czy innego typowo domowego dania zrobionego przez mamusię, babcię, czy dziadka? Czy to było danie na miarę szefa Amaro? Pewnie nie. Czy kontrolerzy z wydawnictwa Michelin obijają się o Wasze drzwi starając się przyczepić Wam kolejne gwiazdki przed wejściem? Nie. Ale gdybyście chcieli się poczuć dobrze, swojsko, komfortowo i bezpiecznie to gdzie byście poszli? Do szefa Amaro czy babci? Tak samo jest z tą zupą. Ta zupa jest po prostu dobra. Jest pikantna, tak jak powinno być tajskie danie. Nie jest ani tak pikantna, że będziecie zionąć jak Smok Wawelski ani za mało pikantna, żeby się rozglądać ze słoiczkami z przyprawami. Jest kwaskowa od tamaryndu, ale nie zostaniecie z wykrzywionym grymasem na twarzy. Jest trochę tłustawa od żeberek, bo babcia wie, że tłuszczyk jest dobry dla Was. Ale nie jest też w żaden sposób za tłusta i nie sprawia, że jedząc ją, musicie mieć przy sobie telefon z numerem do kardiologa na szybkim wybieraniu. Ta zupa jest po prostu taka, jak być powinna. Ciepła, aromatyczna, pożywna. Sprawi, ze poczujecie się tak po prostu… akurat tak jak powinniście się czuć. Dobrze. Tak jak po obiedzie u mamy, dziadka czy babci.
SKŁADNIKI
- 6 suszonych tajskich papryczek chili
- 25 g czosnku
- 30 g tajskich szalotek
- 1 łyżka pasty krewetkowej
- 1 kg żeberek
- 180 ml wody tamaryndowej
- 1 łyżka sosu z fermentowanej żółtej soi
- 500 g yu choy
- 200 g cebuli
- 1 łyżka sosu rybnego
- kilka smażonych suszonych papryczek chili
- 2 łyżki smażonych szalotek
- sól
WYKONANIE
Rozpocząć od przygotowania pasty. Utrzeć w moździerzu suszone tajskie papryczki chili z łyżeczką soli na dość drobny proszek. Czosnek obrać i posiekać z grubsza. Dorzucić do moździerza i dalej ucierać. Kiedy zrobi się pasta, wrzucić obrane i posiekane wstępnie szalotki. Znów ucierać do uzyskania pasty. Na koniec dodać pastę krewetkową i utrzeć wszystko razem.
Płat żeberek przeciąć wzdłuż na 5 cm szerokości paski, a potem przekroić na pojedyncze żeberka. Zalać żeberka 2 litrami wody w garnku i zagotować. Zmniejszyć ogień do małego, zebrać wytworzoną pianę, dodać pastę i ok. 1 łyżeczki soli (spróbować i ewentualnie dosolić bardziej). Przykryć garnek i gotować, aż żeberka będą miękkie, ale nie będą jeszcze odchodzić od kości (ok. 40 min.).
Przeciąć liście i łodygi yu choy na 5 cm kawałki. Cebulę pokroić w dużą kostkę. Dodać do garnka wodę tamaryndową i sos z żółtej soi. Zagotować na dużym ogniu. Wrzucić yu choy i cebulę. Nie mieszać, a tylko przykryć. Po 5 min. zamieszać zupę, zmniejszyć ogień i gotować bez przykrycia, aż liście będą miękkie (ok. 10 min.). Wlać sos rybny i zestawić garnek z ognia.
Ciepłą, przestudzoną zupę spróbować i ewentualnie doprawić sosem rybnym. Tuż przed podaniem dodać smażone papryczki chili i szalotki. Serwować z kleistym ryżem.
Skomentuj