Teoretycznie rzecz biorąc życie mogło się wydawać nam prostsze zanim zajęliśmy kuchnią azjatycką. Gdy chcieliśmy spędzić trochę czasu we dwoje, to szliśmy do restauracji czy kina. Gdy musieliśmy coś ugotować, wybieraliśmy nieskomplikowane rzeczy, jak kotlety czy zupę pomidorową. Życie wydawało się być po prostu prostsze… Obecnie w czasie wolnym od blogowania robimy pasty curry, mleko kokosowe, smażymy szalotki, czosnek i inne takie. Do kina nie chodzimy, bo musimy polować na naszej wyspie na kokosy. Do restauracji właściwie nie chodzimy, bo przeraża nas niska jakość produktów w większości miejsc. Za to w domu jemy dość dziwne rzeczy. Odliczając już sałatki som tam z małymi krabami, super ostre curry i takie tam… Kiedyś życie było prostsze. Deser był słodki, a danie główne nie.
Obecnie nic nie jest takie oczywiste. Dania główne często są słodkie jak dobry deser, a desery są zaskakująco „nie deserowe”. Wiadomo: deserem może być ciasto, cukierki, kremy itp. No ale kto dodaje prażonej cebulki do deserów? Szaleństwo. Pyszne szaleństwo.
Klong klang to bardzo specyficzna przekąska. Teoretycznie nazwa „karmelizowane ziołowe chrupki” dokładnie oddaje sens tej potrawy. Ale muszę przyznać, że początkowo trudno to sobie smakowo wyobrazić. Zacznijmy od podstaw: do przygotowania naszych chrupek potrzebujemy specjalnej praski. Jest bardzo podobna do praski używanej do przyrządzania włoskiego makaronu gnocchetti. Jeżeli macie taką, albo łatwiej jest Wam taką zdobyć, to bez problemu możecie jej używać do robienia klong klang. Usmażone klong klangi wychodzą chrupkie na zewnątrz i miękkie w środku. Następnie obtaczamy je w skarmelizowanej paście ziołowej. Na koniec dostajemy przedziwną przekąskę. Jest słodka przez co kojarzy się z deserem, ale jednocześnie ma w sobie wyraźny pierwiastek „na słono”. Pierwszy kęs to lekki szok dla kubków smakowych, ale z każdym następnym chrupkiem mózg i żołądek domaga się więcej i więcej. Klong klangi są trochę lepkie z zewnątrz, zwłaszcza na początku, ale im dłużej będą stały, tym bardziej karmel będzie na nich zastygał. Niestety u nas jeszcze nigdy nie doczekały momentu całkowitego zastygnięcia, co chyba w sumie jest ich dobrą rekomendacją.
SKŁADNIKI
- olej do głębokiego smażenia
Ciasto
- 2 szklanki mąki pszennej
- ½ łyżeczki soli
- 1 jajko
- 5 łyżek śmietanki kokosowej (lub więcej do uzyskania odpowiedniej konsystencji)
Pasta
- 2 łyżeczki posiekanych korzeni kolendry (lub mieszanki z łodyżkami)
- 1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu
- 2 łyżeczki zmiażdżonego czosnku
Karmelizowanie
- 2 łyżki oleju oleju arachidowego
- ¾ szklanki posiekanego cukru palmowego
- 1 łyżka sosu rybnego
WYKONANIE
Wszystkie składniki ciasta zmieszać w misce. Zagnieść ciasto. Ciasto ma być dość twarde, ale jeśli nie chce się zagnieść, dodać nieco więcej śmietanki kokosowej. Wyrobić do gładkiego i uformować w kulkę. Włożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawić na godzinę.
Dla wygody podzielić ciasto na kilka kawałków. Trzymać je przykryte nadal w misce i wyjmować po jednym. Każdy kawałek formować w cienki wałek, a z niego urywać po malutkim kawałku i formować w kulki. Każdą kulkę przetoczyć przez specjalną „tarkę”, lekko dociskając palcem (tak jak na krótkim filmie poniżej).
Rozgrzać olej do głębokiego smażenia do 180oC. Wrzucać klong klangi partiami (2 lub więcej, w zależności od wielkości garnka/frytkownicy). Smażyć je ok. 3 minut, często mieszając, aż zrobią się chrupkie z zewnątrz i przypieczone na bardzo jasnozłoto. Wysypać na ręcznik papierowy i zostawić, aż przestygną.
Składniki pasty utrzeć w moździerzu. Karmelizowanie najlepiej przeprowadzić w woku. Rozgrzać 2 łyżki oleju na średnim ogniu. Wrzucić utartą pastę ziołową i smażyć, mieszając, aż zacznie mocno pachnieć. Zmniejszyć nieco ogień, dodać cukier palmowy i smażyć, aż trochę zgęstnieje. Dodać sos rybny, wymieszać i wrzucić klong klangi. Mieszać delikatnie, aż chrupki zostaną dobrze pokryte karmelem. Wyłożyć je na duży, płaski talerz i zostawić do całkowitego ostudzenia.
Skomentuj